czwartek, 4 lipca 2019

A po co to komu...

TEN PIERWSZY POST- WSTĘP ZACZĘŁAM PISAĆ 9 MIESIĘCY TEMU. DECYZJA O PISANIU BLOGA DOJRZEWAŁA WE MNIE JAK SER SZWAJCARSKI...JEST WIĘC TU KILKA DZIUR, KTÓRE Z CZASEM ZAPEŁNIĘ...

W październiku 2018 r. odwiedziłam Rzym... Byłam tam z przyjaciółką, by zwiedzać..Nie, tak naprawdę byłam tam, by na chwilę zapomnieć...

W październiku... rozstałam się ostatecznie z mężem po 17 lat zjazdów i wjazdów, wciąż i z powrotem pod górkę..

W Rzymie zobaczyłam taki plakat: Audrey Hepburn- piękna i radosna siedzi na Vespie i zjeżdża z górki...



To ja pomyślałam! To mój stan! Kupiłam plakat- wisi nad moim łóżkiem. Przed wyjściem z domu patrzę nań i

Zjazd...

Tylko czy taka beztroska, czy radość? Nie, walka o ten uśmiech każdego dnia. Próbowałam szukać zapomnienia w Internecie...Poznałam tam kogoś. Była to najlepsza z możliwych odskoczni. Codzienne rozmowy o rzeczach błahych i istotnych. Podobne poczucie humoru, podobna wrażliwość...
Wystarczało mi to, ale... Mimo, że nasz dialog trwa (tak, nadal trwa...) od ponad 10 miesięcy, potrzebuję komuś opowiadać również... i o  tym dialogu. A może spojrzeć nań z boku, z odrębnej jeszcze perspektywy.

To najtrudniejszy czas, kiedy nagle przestajesz BYĆ POTRZEBNA. Ja mam w sobie ogromną potrzebę dawania siebie innym. Aż do przesady czasami...

Przeczytałam koleżance fragmenty naszych rozmów z R.- powiedziała, że powinnam napisać książkę. Że komuś pomogę, że nie każdy potrafi opisywać emocje, a  ja mam ten dar, więc powinnam, a może nawet mam obowiązek...

Będę pisać więc. Może ktoś przeczyta. może nie. Może będę pisać w próżnię, co ostatecznie mnie samej jest i tak bardzo potrzebne.

Jeśli to czytasz, jeśli z jakichś powodów odnajdziesz tu siebie, napisz.

Odpiszę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz